14.04.2020

na tapczanie leży leń, nic nie robi cały dzień.



Siedzę w social mediach i wyłapuję z internetowej mielonki coraz bardziej natarczywe głosy, że powinno się wykorzystać czas „koronaferii”, aby popracować nad sobą, czy nauczyć się nowych umiejętności. Krąży taki jeden obrazek o treści: „Jeśli nie wyjdziesz z tej kwarantanny z nową umiejętnością, dodatkowym źródłem dochodu albo większą wiedzą, nigdy nie brakowało ci czasu. Brakowało ci dyscypliny.”

No, ładnie to brzmi, ładnie, nie powiem. Nie wiem jak Tobie, ale tak na serio, mi ta cała pandemia nabiła aby bolesnego guza, bo w pogoni za „lepszą wersją siebie”, rąbnęłam w ścianę. Własnego mieszkania. Dalej przecież nie pobiegnę, bo wsadzą mnie na 3 lata. Ała, to boli.

Uważam, że „kultura sukcesu” jest odpowiedzialna za znaczną część naszych problemów ze zdrowiem psychicznym, a już szczególnie teraz (tak, jestem millenialsem). Takie komentarze w mediach społecznościowych, jak ze wspomnianego wyżej obrazka, mogą faktycznie „zainspirować” niektórych ludzi do ruszenia czterech liter dalej niż do lodówki i z powrotem, ale jak to zwykle bywa, kij ma dwa końce. Więcej ludzi, niż ci się wydaje, czuje się tak, jakby marnowali swoje życie, ponieważ „nie odnoszą sukcesów”. Ludzką naturą jest dążenie do jakiegoś celu, czy samodoskonalenia. Dla mnie spoko. Jednak nie każdy potrafi magicznie przekuć porażki w sukcesy, czy jak teraz, trudne doświadczenia w coś produktywnego. Przechodzimy tak naprawdę przez zbiorowe trudne przeżycie. No jest ciężko. Jest zwłaszcza trudno osobom wrażliwym, ale nawet ci, którzy na co dzień twierdzą, że mało co ich rusza, doświadczają dyskomfortu przez siedzenie w domu, nudę i niezbyt optymistyczne prognozy na to co dalej. I nagle jeszcze ta presja, aby zmieniać swoje życie. Kto to w ogóle wymyślił, zwłaszcza teraz, kiedy wyjątkowo trudno to zrobić?

Naprawdę myślisz, że wyścig szczurów ostro wyhamował?
Etam. On dalej trwa, tylko że z siedzeniem w domu. Trwa konkurs na to, kto zrobi więcej pierogów, umyje wszystkie okna i szybciej zrobi szpagat.

Jedną z rzeczy, które dotarły do mnie późno, ale alleluja, że w ogóle, to znaczenie odpoczynku dla zdrowia. Tak zdrowia, bo jak człowiek zmęczony, to nie tylko zły, ale i fizycznie chory. Oczywiście, pracowanie do osiemdziesiątki, albo najlepiej dopóki cię śmierć z pracodawcą nie rozłączy, byłoby niebywale hojnym prezentem dla gospodarki, ale lecąc na pełną petardę cały czas, gwarantuję, że męcząca myśl pt. „nie wiem co z moim życiem” przypali ci boleśnie dupsko w wieku najpóźniej lat trzydziestu pięciu.
Na zdrowie psychiczne wielu ludzi mają wpływ ich własne oczekiwania. Samodoskonalenie jest świetne, o ile nie torturujesz się nim psychicznie. Przy większej dozie szczęścia, tak jak ja, bo wytrzymałam tylko do dwudziestu ośmiu,  możesz sam_a odkryć, że trudna do zaspokojenia wewnętrzna potrzeba nieustannego „robienia czegoś”, często kosztem zdrowia, pochodzi z braku poczucia własnej wartości, a także od uczucia bezradności i poruszania się w złym kierunku, zamiast dążenia ku temu, czego naprawdę głęboko się pragnie. A z polskiego na nasze: „muszę ciągle coś robić, byle robić, bo jak stanę w miejscu i się przez chwilę zastanowię nad tym co właściwie robię, to może się okazać, że to mi nie daje szczęścia. To jest niewygodne, bo ja nie mam lepszego pomysłu na siebie.”

Żarty się skończyły
Trochę przypomina mi to starą i jarą hierarchię potrzeb Maslowa - trudno skoncentrować się na „poprawie siebie”, gdy próbujesz uciułać grosz, żeby wyżywić siebie i swoje 12 kotów, zapłacić za wynajem kawalerki w Warszawie i ogólnie związać jakoś koniec z końcem, tak, żeby się w miarę trzymało. Mimo że fajnie szlifować żonglowanie talerzami albo zgłębiać tajniki kolorystycznego organizowania szuflady z majtkami wedle zasad feng shui, niejeden naparza całymi dniami w ogłoszenia na pracuj.pl, ponieważ jego biuro się zamknęło, ale spółdzielnia już nie i z czynszem nie ma zmiłuj.

Mało tego - ludzie umierają. Twoja rodzina i przyjaciele mogą umierać. Jeśli potrafisz być produktywny w obliczu tak skrajnego niepokoju, nie ma sprawy. Jeśli wszystko, co możesz zrobić, aby sobie jakoś z tym radzić, to oglądanie Netflixa przez dwadzieścia godzin dziennie i jedzenie naczosków, to rób to. Dbaj o siebie.

Czy coś straszliwego by się stało, gdybyś po prostu… odetchnął przez dzień, czy pięć? Traktuj ten czas jako okazję, a nie KONIECZNOŚĆ do dodatkowego działania. Ludzie, którzy biegną w tym całym wyścigu szczurów, czy są na dole, czy na szczycie łańcucha pokarmowego i tak zawsze już będą biec po więcej. Z nimi to beznadziejna sprawa. Natomiast, ludzie, którzy wyścig szczurów mają serdecznie gdzieś, mogą po prostu robić to, co ich zdaniem jest lepsze dla ich szczęścia. Taka złota myśl na dziś, o.  

Przymusowe leniuchowanie narodowe
Pamiętacie jak ludzie dopiero co nazywani byli leniwymi, kiedy zamiast generowania zysków dla swoich szefów, woleli spędzać czas na tworzeniu sztuki, ćwiczeniu jogi, czy pieczeniu wegańskich muffinek? Teraz są przykładnymi obywatelami. Zabawnie działa ten nasz świat z podwójnymi standardami. Nie oceniam ludzi, którzy są zorientowani na to co typowo postrzegane jest jako „porządna praca”, wolą karierowy styl życia i naprawdę na to pracują. Ale też jest OK wyjść z tej epidemii bez nagrody Nobla. Jeśli ktoś nie ceni sobie (super)produktywności i wolałby skupić się na „kwestiach przyziemnych”, ponieważ do garnka coś włożyć trzeba, dlaczego miałby być oceniany przez nieznajomych z Internetu za swój wybór? Chciałabym bardzo, aby ludzie po koronawirusie przestali się wzajemnie pouczać i oceniać za wybrany styl życia.


Trzymajcie się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Popular Posts

Follow on Bloglovin
Instagram