28.09.2017

1 sposób na to jak się zawieść żeby się nie przewieźć


Niech będzie moja strata. Masz i czytaj.

Ała. Auć. Ałajka.
Bywa tak, że oczekiwania nie spotykają się z rzeczywistością i to jest beznadziejne. Wtedy będą wmawiać Ci, że to nie jest beznadziejne. A jest. Będą mówić następujące frazesy po to, żebyś nie popełnił publicznego harakiri: "czas leczy rany", "masz, napij się", "oj przeżyjesz" itepe, itede. Nuda znowu tego słuchać i to wcale nie pomaga więc przestańcie.
Bywa tak, że to co się dzieje w rzeczywistości jest rozczarowaniem. Powiesz mi - masz ten swój wieczny optymizm i potem masz, ale za swoje. Nie lepiej się mentalnie naszykować na klapę i może akurat pozytywnie zaskoczyć?
Bzdura.
Dlaczego mam nie wierzyć, że może akurat tym razem się uda? Nastawiałabym się z automatu na porażkę nie umiejąc się prawdziwie zaangażować w cokolwiek i podświadomie, własnymi uczynkami sprowadzałabym zagładę na wszystko czego się tylko tknę. Bo nie udąło się już dwadzieścia razy. To przecież i tak się nie uda dwudziesty pierwszy. Idź mi stąd z takim myśleniem, bo normalnie w zęby Ci zasunę.


Co to było za badziewie
Twój durny mózg uruchamia linię produkcyjną bólu. Oto co należy sobie wbić do tego mózgu: ból sam w sobie nie jest złem. Jest okej czuć ten ból, it's okay not to be okay, bo to znaczy, że posiadasz jeszcze jakieś resztki człowieczeństwa.
Bo jeśli nie czujesz żadnego bólu, no to trochę przerąbane. Gdy słyszysz od kogoś: "Nic mnie już nie wzrusza", uciekaj gdzie pieprz rośnie, bo to oznacza, że masz do czynienia z kimś kto sam siebie tłumi. A ludzie, którzy siebie tłumią są martwi w środku. I tak naprawdę bardzo nieszczęśliwi. Nie tylko nie odczuwają bólu, ale automatycznie, nie odczuwają również przyjemności. Jeszcze nie wiedzą, że sami siebie okłamują, ale się kiedyś dowiedzą. Byłam tam, robiłam to, dziękuję, wiecej nie chcę.
Ty (Nie)Szczęśliwcu cierpisz katusze więc ciesz się, że nie jesteś bucem bez empatii. Tak naprawdę jesteś wspaniały i wrażliwy. Jesteś tym lepszym gatunkiem człowieka. Lepszym od tego, który się poddał i zakodował sobie w łepetynie, że nic nie jest ważniejsze od czubka mojego własnego nosa, mam wszystko w dupie, jestem do dupy więc posadzę dupę w chałupie i zamknę ją na klucz od środka to nikt już więcej nie wparuje mi tam z buciorami.

Co teraz z tym badziewiem zrobić
Ból jest oznaką czegoś, co zależy od tego, jak daną sytuację odbierasz.
1. Jeśli uważasz, że straciłeś największy skarb we wszechświecie, ogarnia Cię ślepota na przyszłe możliwości. Nic się nie wydarzy, bo przegapisz wszystkie szanse. Bo tak naprawdę całym sercem więcej nie spróbujesz. The end. Kuniec. Kaput.
2. Ale możesz też stwierdzić: Okejka, nie tracę skarbu wszechświata. To tylko rozczarowanie, że to co myślałem, że jest najcenniejszym skarbem, okazało się wcale nim nie być. I to jest właśnie znacznie mądrzejszy typ bólu do posiadania, ponieważ on oznacza, że to wcale nie było coś właściwego dla mnie. Chociaż boli mnie w ciul od tego brzuch, nie pomaga wiadro Verdinu na strawienie tego wszystkiego, to jednak teraz mogę wyruszyć na poszukiwania tego czegoś odpowiedniego. Czy to nie fascynujące? No to w drogę, to nie gotowanie klusków, że musisz stać nad nimi i pilnować, bo wykipią. Jazda, już Cię tu nie widzę!

Kumasz bazę? Ból pochodzi z zawodu - jesteś zawiedziony, że coś wcale nie było tym czym myślałeś że jest. Z zawodu, a nie z wiary, że straciłeś wszystko co miałeś i to nigdy już nie wróci. To ogromna różnica.

Co robić dalej z tym badziewiem
Człowiek już jest taki głupi i oporny na dostawane nauczki, że jak ten Koziołek-Matołek, może nigdy nie dojść do swojego Pacanowa. A to dlatego, że jego obecny sposób myślenia buduje tendencję, dzięki której łatwo przewidzieć trajektorię przyszłych 10 lat życia. Co więcej, pozwala zobaczyć przeszłe 10 też i nie trzeba mieć do tego kursu z wróżbiarstwa.
Teraz nadchodzi najgorsze i najlepsze jednocześnie - fundamentalną sprawą jest nauczyć się nadawać nowe znaczenie rzeczom z czasem, aby ostatecznie zmienić swoje podejście forever.. Baj de łej, psychoterapeuta powie Ci to samo tylko za 150 za godzinę. U mnie masz za darmo.

Ostatnio tak sobie rozkminiałam, że chyba nie można mieć wszystkiego. Ale ja chcę mieć wszystko. I będę mieć co tylko zechcę. Skąd mam ten niewyczerpywalny rezerwuar determinacji i woli walki o to co dla mnie ważne, nie wiem, nie pytaj. Po prostu chyba wystarczająco mocno wiem czego chcę i to wystarczy.

12.09.2017

Lubię się. Lubisz się?



Niby wiesz, że jesteś bla bla bla ważny, akceptowany i kochany przez kumpla, babcię, brata i ciocię Jadzię, a tak na serio czujesz się zupełnie na odwrót. I w lustro nie spoglądasz. Od wielu lat.

Pewnego dnia na kozetce
Siedzi to w Tobie jeszcze z tego beztroskiego okresu, kiedy jedyne o co się martwiłeś to czy iść haratnąć w gałę, czy podymać na składaku. Z perspektywy kilkuletniego krasnala wszystko wyglada dosłownie bardzo inaczej, niż z perspektywy tak zwanego osobnika dorosłego, niektórzy nawet optymistycznie twierdzą, że takie stadium rozwojowe osiąga się po przekroczeniu 18 roku życia. Krasnal rozkminia to co się dzieje nie mogąc mieć pojęcia o co kaman z tym porąbanym światem tak naprawdę, bo nie nabył jeszcze bolesną drogą autopsji zbyt bogatego zestawu doświadczeń. No, może z wyjątkiem nauczki, że fikanie na trzepaku skutkuje strupami na czole przez następne 4 tygodnie. Kieruje się tym co na ślepka zdąży zobaczyć w swoim krótkim żywocie, czyli z automatu ograniczonym zestawem prawd i zdarzeń, z których wyciąga wnioski, które bądź co bądź, kodują się głęboko w jego móżdżku i serduszku na całe życie. Dlatego jak idziesz do psychoterapeuty, bo się boisz własnego cienia, to słyszysz standardowe pytanie o to, czy Cię tata bił jak byłeś mały.

Zakładam, że skoro masz egzystencjalne problemy, to nosisz chlubne miano "dorosłego" więc wszyscy dorośli, z Twoją skromna personą włącznie, jak ta biedna antylopa goniona przez geparda na kenijskiej sawannie, czasem padamy ofiarą tych pochodzących z dzieciństwa, przeterminowanych i zniekształconych przekonań kim jesteśmy. Możesz rozprawiać po czwartym kieliszeczku winka, jaki to nie jesteś ą-ę, ważny, wartościowy i jak zasługujesz na chwałę, cześć i dziękczynienie, ale kiedy stajesz oko w oko z jakąś sytuacją, zachowujesz się jak Gollum z rozdwojeniem jaźni, bo... wychodzi na jaw, że kompletnie w to nie wierzysz! Pozwól, że przypomnę: w przeszłości, w Twojej podświadomosci silnie wyryły się przekonania, na bazie których zbudowałeś swoją samoocenę i życie i które w praktyce kierują Twoimi zachowaniami i emocjami. Mówimy zwłaszcza o tych diabelskimi łapskami ulepionych, tych, co wkurzająco powodują wciąż i wciąż nowe bąble, jak ten nieznośnie natrętny komar. Kiedyś głupi szczyl z II B wyśmiewał się na wuefie przy całej klasie z Twojego sadła, a Ty po tych 20 latach wciaż boisz się ośmieszenia. Wstajesz codziennie rano w obawie, że nie będziesz wystarczająco dobry, bo kiedyś już wielokrotnie nie sprostałeś wymaganiom mamy i dostałeś 4+ zamiast 5 z klasówki z chemii. Boisz się, że znów spijesz się w trzy dupy na imprezie, wywiniesz durną akcję i po raz kolejny wszyscy znajomi w tajemniczych okolicznościach zgubią Twój numer telefonu. Boisz się że Twója druga połówka odejdzie, bo tata miał zawsze dziwnie coś dużo pracy jak chciałeś pograć z nim w karty po szkole więc podświadomie wierzysz, że nie zasługujesz, aby ktokolwiek cię kochał. No i co? To wszystko się dzieje, bo podświadomie swoim zachowaniem do tego doprowadzasz. Powiedzmy, że w czasach gnojem pachnących, sytuacja w kółko się powtarzała w podobny sposób, dlatego Twoja podświadomość wyciągała z tego zależność i kodowała to jako świetą prawdę. Kolejny przykład: kiedyś jak darłeś ryja w niebogłosy w sklepie, to dla świętego spokoju w końcu matka kupowała Ci to upragnione kinder jajko. Zakodowało Ci więc na długie lata: "Dzięki agresji zdobędę to, czego pragnę". Tylko wiesz, zestarzałeś się już i darcie się w sklepie "Mama kup!!!" trochę idiotycznie wygląda. 

Niby tacy dojrzali, ale jednak w głębi duszy jesteśmy przestraszonymi gnojami uczepionymi maminej spódnicy. Ogarnij system: to nie Ty, tylko to przestraszone dziecko wciaż żyjące w Tobie podejmuje decyzje. Zaktualizuj bazę. Jeżeli wciąż opierasz się na starych mapach, nie dojedziesz do celu. Jeżeli nigdy świadomie nie wymieniłeś danych, to znaczy, że wciaż masz mózg sześciolatka. A ile Ty masz lat Człowieku? Dorośnij.
Bardzo łatwo to zrobić. W identyczny sposób jak to się stało dawno temu kiedy byłeś jeszcze świadomościowym niedorozwojem. Zrób to samo. Powtarzaj sobie świeżuśkie fakty, tak jak wtedy, z tymże do momentu, aż zastąpią one te stare. Weź, nie bądź głupi. No, bo tak: uno - skoro zdajesz sobie sprawę, że zamiast ułatwiać, Twoje myślenie utrudnia Ci życie, to weź idź w końcu na łatwiznę. No i due: nikt Ci przecież nie broni wysłać w końcu tego sześciolatka wraz z jego myśleniem na dożywotnie wczasy do babci. Musisz tylko zechcieć.

Wszystko wina pomidorówki
Fajowo całkiem mogłoby być bez tych wszystkich warunków. Dostawałeś dwa pięćdziesiąt na ulubione lody, pod warunkiem, że byłeś grzeczny. Mama Cię chwaliła, pod warunkiem, że ładnie wyczyściłeś talerz z ziemniaków z kotletem, a krzyczała, gdy znowu w swojej ciamajdowatości rozlałeś na stół i siebie samego pomidorówkę z kluskami. Okazywanie Ci dobrych uczuć zawsze było zależne od sytuacji, w których zasługiwałeś na to. Co z tego koduje Twój chory umysł? "Nie ważne jest to jaki jestem, ktoś mnie lubi tylko wtedy gdy zasłużę." No tak, za darmo to można ewentualnie w ryj dostać.
Teraz robisz dokładnie to samo - stawiasz sobie warunki. A oto mój ulubiony: "Jeśli schudnę x kilo, polubię siebie." A gdyby tak... bez warunków? Powiesz mi, no litości, ja przecież mam taki cellulit na tyłku, że kalafior przy nim jest gładki jak ściana. A gdyby tak nie szukać wad, tylko spojrzeć na niego w lustro i powiedzieć, że jaki kalafior jest, każdy widzi? Sęk w tym, że nie musisz niczego zmieniać, żeby siebie kochać. Czas na zmiany przyjdzie później, ale tylko wtedy masz szansę na sukces, gdy zaczniesz być sam dla siebie... przyjacielem.
Miałeś kiedyś zwierzątko? Pamiętasz jak oswajałeś tą maciupcią kulkę z ogonkiem? Jeśli biłeś go, bo sikał Ci na biały dywanik z Ikei, to w końcu zaczął Cię nienawidzić. Z Tobą będzie identyko jeśli sam siebie będziesz ganił za swoje wady. Ciągle skrzyczany za tą nieszczęsną, po dziś dzień rozlewaną pomidorówkę minutę po tym jak tylko wjechała na stół, nie poczułeś zbyt wiele bezwarunkowej miłości i akceptacji tego, że tak już masz i kropka. I oto, Mój Skarbie, jest właśnie to od czego trzeba zacząć. Żeby przestać siebie nienawidzić, daj sam sobie dokładnie to czego od zawsze najbardziej w życiu pragniesz. Daj sobie miłość.
Taki eksperyment: jutro rano idź do lustra, odważ się spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć, tylko koniecznie na głos, słowa: "Kocham Cię". Ciekawe, czy Ci w ogóle przejdą przez gardło.

Work bitch
Jednym uchem wleci, a drugim wyleci, gwarantuję. Tyle badziewnych sytuacji podkopie Twoją wiarę w siebie codziennie, że nic z tego nie będzie. Odpalaj więc tą betoniarkę. Wiem, że brzydzisz się wszelkim wysiłkiem, ale spróbuj chociaż z pełną świadomością trochę potrenować to w co wierzysz. Jeśli chcesz zacząć instynktownie wierzyć w siebie, musisz zalewać to betonem w swojej świadomości milion razy, aż powstanie warstwa nie do przebicia. Wtedy temu staremu, gównianemu JA pod spodem w końcu odetnie dopływ tlenu i zdechnie. Od tego momentu będziesz zawsze pewien co robić w każdej sytuacji. Fajnie, nie?

Z dedykacją dla A.
Wasza Patsycatsy

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Popular Posts

Follow on Bloglovin
Instagram