Wykrzywiam twarz jakbym właśnie połknęła cytrynę na to wielkie oczekiwanie na 2021 rok, jakby zmiana cyferki w dacie miała cokolwiek zmienić. Obecnie pokłada się w Nowym Roku jeszcze większe nadzieje niż zwykle, licząc, że wraz z jego nadejściem, koronawirus, niczym Buka z Muminków, odejdzie w cień i nastanie światłość. O ile zorganizowanie hucznego oblania zmiany daty jest tym razem nieco skomplikowane, to chcę powiedzieć, że jeśli wolicie doprowadzonym do perfekcji zwyczajem z czasów lockdownu, do sylwestrowej kolacji zasiąść odzianym w piżamę i obejrzeć kolejny film z listy top 500 na Filmwebie, to jest to jak najbardziej okej. Nie trzeba tryskać przesadnym entuzjazmem, bo oesu, 31 grudnia. Robienie postanowień noworocznych, teraz zwłaszcza, sobie daruję, nie tylko dlatego, że za dwa dni o nich zapomnę i chyba w historii nawet jednego z nich nie dotrzymałam, tylko bardziej po to, aby uchronić się od zawiedzionych oczekiwań, co w 2021 roku jest wysoce prawdopodobne. Mnie dwatysiącedwudziesty uświadomił 7 rzeczy: