Jak głosi internetowa mądrość ludowa, dama nie puszcza bąków, dama szepcze w swoje majtki. Ale jak pokazuje samo życie, zdarza jej się i niechcący krzyknąć czasami. Wtedy wolałaby zapaść się pod ziemię i to byle szybko, zanim ten dźwięk odbiwszy się echem po cichym jak makiem zasiał mieszkaniu sprawi, że wzrok jej ukochanego pełen łez z rozbawienia się na nią skieruje. Wzrok co wypala blizny na długie, co najmniej, miesiące. Jak zatem żyć pod jednym dachem, gdy faktem jest, że nie ma nic lepszego od uczucia uwolnienia piersi z puszapów po 8 godzinach niewoli? On? On będzie zachwycony. Ty? Będziesz się chować pod rozciągniętym tiszertem do kolan z Heloł Kiti, bo cycki ci się majtają gdzieś w okolicy pępka.
Co zatem robisz kobieto, żeby Pan Twojego Serca nie odkrył, że tak naprawdę to co widzi za dnia to tylko pic na wodę fotomontaż, bo tak naprawdę gdy zaśnie przepoczwarzasz się w stwora co ma trzy pary oczu i sześć owłosionych odnóży?
Co zatem robisz kobieto, żeby Pan Twojego Serca nie odkrył, że tak naprawdę to co widzi za dnia to tylko pic na wodę fotomontaż, bo tak naprawdę gdy zaśnie przepoczwarzasz się w stwora co ma trzy pary oczu i sześć owłosionych odnóży?
1. Wytrwale wyrywasz wszelkie ślady istnienia w twoich komórkach genów przodków gatunku Homo Sapiens
Sory lejdis, ale zasada "zima golenia ni ma" nie obowiązuje jakoś od początku lat 90 kiedy Gilette weszło na półki sklepowe z całoroczną dostępnością. Gdy dzieli się łoże z osobnikiem płci męskiej, który co wieczór kładzie do snu tuż obok ciebie swe pachnące, perfekcyjnie umięśnione ciało adonisa to już w ogóle. Nie ma gorszego wstydu, niż to, że przypadkiem poczuje ten jeden jedyny kłujący włosek, który jak na złość akurat musiałaś przeoczyć na swojej łydce nawet po tych trzech godzinach golenia z pomocą lupy, a już brońciępanieboże tam o, no wiesz gdzie, gdy wpadnie mu do głowy tak barbarzyński pomysł, jak przysunięcie się do ciebie na odległość mniejszą niż dziesięć centymetrów. Siedzisz, golisz, wyrywasz, płaczesz i apjać od nowa, a pot z ciebie spływa strumieniami. Szkła już w okularach masz grubości denka od słoika po kiszonych, a on w międzyczasie puka cichutko mówiąc do szpary w drzwiach, czy aby na pewno nie utopiłaś się w wannie. Tak naprawdę to nie robił siku od jedenastej rano, jest czternasta, a ty ciągle okupujesz łazienkę.
2. On nie jest jakiś Mark Darcy żeby kochał cię jak Bridget Jones, czyli "taką jaka jesteś".
No jaka ta ewolucja zmyślna, że wyposażyła kobietki w wyjątkowe zapasy zlokalizowane na udach i brzuchu na wypadek wystąpienia globalnego głodu. Na pewno już zobaczył gdzie wędruje ta pomidorówka, z której właśnie nieudolnie próbujesz wysiorbać kluski na wciągniętym brzuchu. Ciężko się pochylać nad tymi kluskami bez ryzyka ukazania całemu światu okazałych opon, bynajmniej nie mózgowych. Na pewno już je też widział. Twój wizerunek dziewczyny perfekcyjnej właśnie wchodzi w ostateczny stan agonii. Ciekawe ile nowych fitgirls z włosami do tyłka zaobserwował na instagramie?
3. Co miesiąc wkraczasz na prawdziwe pole bitwy
Nadszedł dzień. Ten dzień. Dzień comiesięcznego rozlewu niewinnej krwi i dowodu na to, że wasz seks z tego piątku sprzed dwóch tygodni, kiedy to w niezapamiętanych do końca okolicznościach nadużyliście we dwoje Absoluta kupionego w promocji w Auchan, ku twej uldze tym razem nie zaowocował powięszeniem populacji na metr kwadratowy zamieszkującej wspólną powierzchnię mieszkaniową. No i wtedy się zaczyna tajna akcja godna najlepszych scen z filmów o agencie 007.
Wzrasta czterokrotnie zużycie papieru toaletowego na szczelniejsze niż hełm astonauty pakowanie zużytych tamponów. Następnie bezszelestnie wyściubiasz łebek z łazienki. Siedzi? Siedzi. Ale wystarczająco daleko. No dobra, ryzyk-fizyk. Czmych! Wystrzelasz jak z procy najkrótszą trasą prowadzącą do śmietnika w kuchni dokładnie zaciskając w dłoni schowanej za plecami uzasadnienie dlaczego przez ostatni tydzień gadasz od rzeczy i wydaje ci się, że masz ostre jak brzytwa zęby rekina między nogami zamiast tego co zwykle. Zakopujesz tampon w śmietniku przykrywając go dokładnie papierkiem po trzystugramowej Milce, która zjadłaś na śniadanie. Dowód na to, że wykrwawiasz się co miesiąc i nie nadal nie umierasz na pewno utwierdzi go w przekonaniu co do twojej potwornej natury.
4. Najważniejsze żeby na opakowaniu było napisane "long-lasting"
Brak cycków? Noł problem. Puszap i jest D, czyli Duże jak Donice! Brak nosa? Noł problem. Pędzelkiem tu, tam i siam i voila, jest! Obgryzane paznokcie od czasów gimnazjum zaklei się hybrydą i nie będzie widać tak jak i brak kaloryfera pod tą wcalenietakbardzoprzezroczystą bluzeczką, który ewidentnie sam potrzebuje grzania, bo się schował pod kołderką z tłuszczyku jakby mu było zimno czy co. Patrzysz w lustro i pytasz osobę na przeciwko: cześć, a ty to kto? Wyglądasz lepiej niż na ślubie swojej siostry, a zapach twoich perfum da się wyczuć w promieniu 100m. Dobra, ful mejkap, gotowa do wyjścia. Tak było gdy pierwszy raz szłaś do niego na "film i wino", a parafrazując jak wszyscy doskonale wiedzą, na film w tle. Rano, jeśli miałaś szczęście zostać, witałaś go prawie tak piękna jaką cię ujrzał wieczorem. Wszyscy zdrowi, ty ok i on nadal w domu, a nie na oddziale intensywnej terapii pozawałowej. Celowo nie dokładałaś do zestawu obowiązkowego chusteczek do demakijażu. Procedurę powtarzałaś przez pierwszy miesiąc znajomości minimum. Teraz chyba nabył odporność. Albo... zabrakło mu słów. Już za późno.
2. On nie jest jakiś Mark Darcy żeby kochał cię jak Bridget Jones, czyli "taką jaka jesteś".
No jaka ta ewolucja zmyślna, że wyposażyła kobietki w wyjątkowe zapasy zlokalizowane na udach i brzuchu na wypadek wystąpienia globalnego głodu. Na pewno już zobaczył gdzie wędruje ta pomidorówka, z której właśnie nieudolnie próbujesz wysiorbać kluski na wciągniętym brzuchu. Ciężko się pochylać nad tymi kluskami bez ryzyka ukazania całemu światu okazałych opon, bynajmniej nie mózgowych. Na pewno już je też widział. Twój wizerunek dziewczyny perfekcyjnej właśnie wchodzi w ostateczny stan agonii. Ciekawe ile nowych fitgirls z włosami do tyłka zaobserwował na instagramie?
3. Co miesiąc wkraczasz na prawdziwe pole bitwy
Nadszedł dzień. Ten dzień. Dzień comiesięcznego rozlewu niewinnej krwi i dowodu na to, że wasz seks z tego piątku sprzed dwóch tygodni, kiedy to w niezapamiętanych do końca okolicznościach nadużyliście we dwoje Absoluta kupionego w promocji w Auchan, ku twej uldze tym razem nie zaowocował powięszeniem populacji na metr kwadratowy zamieszkującej wspólną powierzchnię mieszkaniową. No i wtedy się zaczyna tajna akcja godna najlepszych scen z filmów o agencie 007.
Wzrasta czterokrotnie zużycie papieru toaletowego na szczelniejsze niż hełm astonauty pakowanie zużytych tamponów. Następnie bezszelestnie wyściubiasz łebek z łazienki. Siedzi? Siedzi. Ale wystarczająco daleko. No dobra, ryzyk-fizyk. Czmych! Wystrzelasz jak z procy najkrótszą trasą prowadzącą do śmietnika w kuchni dokładnie zaciskając w dłoni schowanej za plecami uzasadnienie dlaczego przez ostatni tydzień gadasz od rzeczy i wydaje ci się, że masz ostre jak brzytwa zęby rekina między nogami zamiast tego co zwykle. Zakopujesz tampon w śmietniku przykrywając go dokładnie papierkiem po trzystugramowej Milce, która zjadłaś na śniadanie. Dowód na to, że wykrwawiasz się co miesiąc i nie nadal nie umierasz na pewno utwierdzi go w przekonaniu co do twojej potwornej natury.
4. Najważniejsze żeby na opakowaniu było napisane "long-lasting"
Brak cycków? Noł problem. Puszap i jest D, czyli Duże jak Donice! Brak nosa? Noł problem. Pędzelkiem tu, tam i siam i voila, jest! Obgryzane paznokcie od czasów gimnazjum zaklei się hybrydą i nie będzie widać tak jak i brak kaloryfera pod tą wcalenietakbardzoprzezroczystą bluzeczką, który ewidentnie sam potrzebuje grzania, bo się schował pod kołderką z tłuszczyku jakby mu było zimno czy co. Patrzysz w lustro i pytasz osobę na przeciwko: cześć, a ty to kto? Wyglądasz lepiej niż na ślubie swojej siostry, a zapach twoich perfum da się wyczuć w promieniu 100m. Dobra, ful mejkap, gotowa do wyjścia. Tak było gdy pierwszy raz szłaś do niego na "film i wino", a parafrazując jak wszyscy doskonale wiedzą, na film w tle. Rano, jeśli miałaś szczęście zostać, witałaś go prawie tak piękna jaką cię ujrzał wieczorem. Wszyscy zdrowi, ty ok i on nadal w domu, a nie na oddziale intensywnej terapii pozawałowej. Celowo nie dokładałaś do zestawu obowiązkowego chusteczek do demakijażu. Procedurę powtarzałaś przez pierwszy miesiąc znajomości minimum. Teraz chyba nabył odporność. Albo... zabrakło mu słów. Już za późno.
Masz bardzo fajny styl pisania :P Zabawny wpis! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń